Kant i zapalniczka

Zacznijmy od obecności, jak zwykle. Mógłbym po prostu wyczytywać listę. Ale właściwie będąc przy kancie, mogę apriori stwierdzić, że wszyscy są. Jeśli jestem ja, który schodzę tu na papierosa, i jestem tu, to znaczy że papieros też jest.

Kiedy patrzę na tego papierosa, to żeby go widzieć, potrzebuje mieć w umyśle pojęcie przestrzeni – niedużej, ale jednak; potrzebuję mieć czas – choć to niedługi czas, potrzebuje mieć substancję, czyli to z czego papieros jest zrobiony, te tzw. fusy oraz formę – czyli podługowatość substancji. Oddzielnie tego papierka bym przecież nie wypalił.

Te 4 kategorie są w moim umyśle i pozwalają mi poznać papierosa. Zróbmy eksperyment myślowy – zmienię papierosowi formę. Wysypię te fusy. I patrzcie – nie poznaję papierosa – choć ma on tę samą substancję, przestaje być papierosem.

Dotyczy to tez człowieka. Gdyby ten papieros zrobił mi to samo i wyjął mi środek,  to ja bym przestał funkcjonować jako człowiek. Wyglądałbym bardzo źle. A jak by zachował formę, lecz zmienił mi substancję, np. wypełnił mnie fusami, nie byłbym człowiekiem, choć mógłbym wypalić sam siebie.  

Tak więc jakoś tego papierosa doświadczam. Ale na Boga, nie wiem, czym papieros jest sam w sobie – Ding an sich -mogę go tylko doświadczać za pomocą moich marnych kategorii, mojego postrzegania formy i substancji.

No i tu pojawia się smutek – Bo jeśli nie mogę poznać, czym jest papieros sam w sobie, cóż dopiero poznawać Boga, duszę, kosmiczny ład, skoro być może potrzeba do nich innych kategorii niż te, co mam. Stąd smutek i bezsilność. Choćbym stawał na uszach – nie wyjdę poza swoje mizerne kategorie poznania, nie wiem się, jaki jest papieros sam w sobie.

Ale Kant ma coś na pociechę. Tak jak w rozumie istnieją a priori, czyli nikt ich tam nie wkładał,  trójkąty czy kwadraty, tak w rozumie praktycznym, takim życiowym – istnieją normy moralne. Tak jak trójkąt jest kategoryczny i bezwzględny dla wszystkich istot, tak dla każdej istoty rozumniej kategoryczny jest imperatyw moralny. Brzmi on: postępuj zawsze i tylko wedle tych zasad, które chciałbyś, by stały się prawem powszechnym. Nasza chęć by nie było na świecie trójkątów jest tak samo bezsensowna jak mówienie, że tylko my mamy prawo zabijać a inni nas nie.

I tak jak ktoś ma wolną wolę uznać, że suma końców tego papierosa nie równa się dwa, tak samo mamy wolną wolę nie postępować wedle imperatywu.  Ale po co, skoro rozum praktyczny wskazuje nam, co jest słuszne. A co, jeśli czuję, że to, co słuszne akurat nie podoba, jest niewygodne albo kłopotliwe? Gdybym tego, co słuszne z kaprysu nie wypełnił, byłbym bezrozumny. Dlatego niebo gwiaździste nade mną nie musi mieć kogoś, kto mnie rozlicza z obowiązku – bo robi to już prawo moralne we mnie.

Dlatego teraz skończę tego papierosa. Bo uważam, że palenie jest złe i choć mi wolno palić, to ogólnie prawo do palenia nie powinno być prawem powszechnym, wiecie, klimat i te sprawy. Zaczynasz od papierosa kończysz na Bełchatowie. Koniec, szlus. Zawsze tak mam przy Kancie.