Zaczynamy od obecności. Kluczyki – są, garaż – jest, szarość garażu – jest. A właśnie. Czy szarość garażu jest, czy tylko tak sobie powiedziałem.
Jest garaż, ale jego szarość to cecha. Sama szarość jako taka nie istnieje. Oj, istnieje idea szarości – mówi Platon. A na to Berkley: Ej, panie Platon, ejże, prr, nie ma idei w świecie zewnętrznym, ani nie ma abstrakcyjnych pojęć w umyśle. Konkrety na stół.. No bo nie sposób pomyśleć sobie czegoś takiego, jak rozciągłość – zawsze to jest rozciągłość czegoś – barwy, garażu – i to konkretnej barwy, np. szarej. Nie ma ogólnie idei trójkąta – jest zasada, że coś ma trzy boki, to łączy te cwane figury geometryczne, ale nie może istnieć tak po prostu trójkąt, bez właściwości. Ani nie ostro, ani prosta ani rozwartokątny, tylko taki ogólny.
Berkeley zresztą mówi tak: istnieje tylko to, czego doświadczamy. Gdyby nie światło, nie byłoby żadnej barwy. Widzicie tę szarość? Nie, to abstrakt, widzicie tylko garaż, który jest tak oświetlony. Berkeley mówi, że nie ma żadnej szarości. Od ściany odbija się konkretna długość fali światła się odbija i wpada mi tu do oka. W innym otoczeniu ten garaż miałby inny kolor. Zresztą jak wejrzycie np. w olej z pestek dyni, to odcień barwy będzie zależał od jego stężenia, głębokości, gęstości etc.
Tylko wiecie, Berkley poszedł dalej: mówi, że nic nie istnieje, kiedy tego nie postrzegam. Patrzcie, tu mam kluczyki od samochodu. Ten samochód istnieje tylko wtedy, kiedy go widzę, może już go nie być. Patrzę – jest. Nie patrzę – nie wiem, nie postrzegam, nie mam pewności, czy nadal tam istnieje.
I tak z całym światem – spuścisz tylko go na chwilę z oka – nie wiadomo, czy dalej tam jest. Dla Berkeleya świat istnieje tylko gdy go doświadczam. To co nazywamy rzeczami, ciałami, obiektami – to tylko do doświadczenie naszych zmysłów. Niektórzy z nas doświadczają aniołów – i dlatego właśnie one istnieją!
Jak zaczęliśmy doświadczać bakterii – to też zaczęły istnieć. Przepraszam, patrzę na samochód, bo wolałbym, żeby istniał. No dobra – ale zapytajmy Berkeleya, co z tym, kiedy nie patrzę na siebie, nie doświadczam siebie? Istnieję? Tak, bo wtedy jestem postrzegany przez Boga. Tak to Berkeley wymyślił! Tak wybrnął. Ale był duchownym, więc można się było tego spodziewać.
Jak blisko tu do filmu Matrix – świat istniał, bo go ludzie doświadczali, choć kiedy Neo przestał go doświadczać, ten świat już nie istniał, już go nie było. To taka gra z rzeczywistością w a kuku. Świat istnieje tylko dlatego, że są umysły, które go postrzegają.
Dziś mamy mniejsze kłopoty z istnieniem na poziomie makro, ale na tym mikro-kwantatowym, najmniejszym poziomie – nie wiemy, jak rzeczy się mają. Powiem to na przykładzie samochodu Schreodingera. Gdybym zmniejszył ten mój samochód do rozmiarów kwantowych. Włożyłbym go do maleńkiego warsztatu i w środku umieściłbym maleńki atom odkrytego przez Marię Skłodowską polonu. Taki atom w ciągu 138 dni ma 50 % szans, że się rozpadnie, i wydusi z siebie cząstkę promieniowania, która uruchomi kafar zgniatający mój samochód w tym maleńkim warsztacie. Zanim nie otworzę drzwi do warsztatu i nie zobaczę czy mój samochód jest, to on tam jest i jednocześnie nie jest. Dopiero jak zajrzę, będę wiedział, czy istnieje.
Wracając do Berkeleya – poza naszym doświadczającym umysłem nie ma ciał. Poza naszym postrzeganiem nie ma materii. Taki to właśnie immaterializm. Ale co jeśli postrzegam coś, czego inni nie? Co jeśli – kiedy mam te kluczyki – tak naprawdę widzę tu wokół mnie wnętrze samochodu, wkładam kluczyki i zaraz odjadę? I gdybym odjechał? Kto ma rację – ja który tego doświadczam , czy wy, co samochodu nie widzicie? Dopóki nie odjadę, samochód istnieje w 50 %. I może niech tak zostanie. Po co to niszczyć?
A propos – obok mnie siedzi anioł. Pan Bóg go widzi, to wystarczy.
BREKKFASDGF